Nauczycielka wychowania przedszkolnego - głos językoznawcy

 Instagram może być źródłem informacji dla osób, które mają problem nazwą zawodu osoby, która pracuje w przedszkolu. Dlatego, gdy zobaczyłam post językoznawcy Macieja Makselona postanowiłam zamieścić go na naszym blogu.
 

👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇

Tekst w całości pochodzi z Instagrama autora. Adres posta podałam na końcu artykułu.


"Dni temu kilkanaście ktoś zadał pytanie o to, jak może brzmieć maskulatyw od przedszkolanki. Odpowiedziałem.

No i inba. Wiadomo.

Że słowo „przedszkolanka” w ogóle nie istnieje, że zostało wycofane z języka i że obraża nauczycielki wychowania przedszkolnego, gdyż nie podkreśla, że są nauczycielkami.

Jak to nie istnieje? Ktoś właśnie go użył, samo to wyczerpuje zasadę „istnienia”. Notują je też słowniki, google wypluwa tysiące wyników.

I że jak niby ktoś to słowo WY(COOOO?!)FAŁ Z JĘZYKA? Kto ma moc wycofywania słów z użycia?


I jak to obraża? Czy to znaczy, że terminy „polonistka” i „wuefistka” obrażają osoby wykonujące te zawody, gdyż nie podkreślają, że chodzi o NAUCZYCIELKI języka polskiego i wychowania fizycznego? No nie, to po prostu skrócone formy potoczne.

Usłyszałem też (wielokrotnie), że same zainteresowane nie chcą, by je tak nazywać. I to rozumiem.

A dlaczego chcą, by mówić o nich wyłącznie „nauczycielki wychowania przedszkolnego?

Dlatego, że ich pracy zwykliśmy umniejszać, że często sprowadzamy ją do „podcierania pupy” i pilnowania, żeby dziecko nie rozkwasiło sobie nosa. Tymczasem do wykonywania tego zawodu potrzebne są ogromne kompetencje i – a jakże – specjalistyczne wyższe wykształcenie pedagogiczne.

A jednak na ich pensum składa się więcej godzin, zarabiają (jeszcze) gorzej i nie mają dodatków wychowawczych.

I chyba zaczynamy rozumieć tę irytację, prawda?

Działania, które miałyby na celu wyrugowanie słowa „przedszkolanka” z języka – w mojej opinii – nie mają większych szans na powodzenie. Przede wszystkim dlatego, że w języku codziennym dążymy do ekonomizacji wypowiedzi. Mówiąc po ludzku: w luźniej rozmowie ludzie chętniej sięgać będą po określenie jednowyrazowe niż trzywyrazowe. Nie z braku szacunku, lecz z naturalnej skłonności do uproszczeń. Tej samej, która sprawia, częściej mówimy o „polonistce” niż „nauczycielce języka polskiego”.

Mimo tego sytuacja jest jednak stosunkowo prosta.
Jeżeli ktoś nie życzy sobie, by mówić do/o niej w określony sposób, to po prostu tego nie robimy. To kwestia podstawowej kultury. Bo też komfort drugiej osoby wart jest chyba wysiłku, który wiąże się z wymówieniem dwóch słów więcej, prawda?"


ŹRÓDŁO: PRZEDSZKOLANKA, CZY NAUCZYCIEL WYCHOWANIA PRZEDSZKOLNEGO>
AUTOR:
Maciej Makselon
Sztuka
on/jego
🖊 Polszczyzna, narracja, komunikacja... taka sytuacja.
📖 Redaktor @wydawnictwo_wab

Komentarze

Popularne posty z tego bloga